Naprawdę siedzimy nigdzie, naprawdę pijemy nic

Naprawdę siedzimy nigdzie, naprawdę pijemy nic
autorem artykułu jest Paweł Z.

Czeska kuchnia w środku Warszawy? Zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Że jednak złudzenia – nawet najbardziej nierealistyczne – mogą żyć w nas długo, aż nie zostaną wreszcie rozwiane, kilka dni temu, u boku dziewczyny, przekroczyłem w końcu próg restauracji „U Szwejka” przy Placu Konstytucji. Dla fana czeskiej literatury, kina i języka (któż z Polaków nie jest fanem czeskiego języka?) wydarzenie to niemałe. Bo nie dla kuchni tam poszedłem. Tej czeskiej jakimś namiętnym wielbicielem nie jestem. Choć jeśli pojęcie kuchnia rozszerzyć o napoje – to tak, liczyłem na kuchnię. Naiwność podsunęła mi myśl, że, a nuż, napiję się tego wieczoru pysznego, czeskiego piwa, ciemnego Velkopopovickiego Kozla.

Nic z tego. Z posiłków zrezygnowaliśmy już po pierwszym rzucie oka na menu: ceny na pewno nie były czeskie, niemieckie bardziej. Tym jednak, co powiększyło konsternację, był fakt, że na liście niewiele było dań typowo... czeskich. Nie zbadałem menu dokładnie, ale nie było tam, a już na pewno nie wśród tzw. dań dnia (i to z całego tygodnia!) czeskich knedlików. Zrezygnowany, choć z resztkami nadziei, odnalazłem stronę z alkoholami, na niej kategorię „piwo” i dopiero tam nastąpiło dopełnienie. Restauracja nazywająca się „U Szwejka”, mająca ambicje (choć już teraz nie wiem, czy jakiekolwiek ambicje mająca) bycia czeską, odwołująca się do kuchni narodu, dla którego piwo jest częścią kultury, otóż restauracja ta miała do wyboru (uwaga!) dwa piwa, w tym jedno polskie.

Kilka miesięcy temu w „Polityce” czytałem wywiad z socjologiem Georgiem Ritzerem, badaczem globalizacji i tzw. makdonaldyzacji na świecie. Wywiad miał tytuł „Siedzimy nigdzie, pijemy nic”. Główna jego teza była taka, że globalizacji towarzyszy ekspansja uniformizacji, jednorodności, zaniku autentyczności. Tak jak nieautentyczne i nie mające treści są restauracje McDonald’s, tak samo wyzute z jakiejkolwiek jakości (pojętej jako odrębność, jako COŚ) są pizzerie, restauracje chińskie, japońskie, indyjskie, czeskie, polskie i wszystkie inne, które funkcjonują w skali masowej, nastawione są przede wszystkim na zysk, a ich „narodowość” to tak naprawdę tylko DEKORACJA. Siedzimy więc nigdzie, pijemy nic. „U Szwejka” poczułem to wyraźnie.


PS. „U Szwejka” nawet dekoracja nie wydawała mi się do końca czeska – kelnerki w skarpetach do kolan wyglądały raczej jak z Bawarii... Lepiej już, gdyby na nogach nie miały NIC.



tekst pierwotnie opublikowany na http://zwyklydzien.blox.pl

--
Autor bloga http://zwyklydzien.blox.pl

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl